Koronawirus w kilka miesięcy przeprowadził rewolucję na całym świecie, zmieniając naszą codzienność i związane z nią nawyki. Choć home-office wydawał się dla wielu z nas istnym zbawieniem i oderwaniem od żmudnej biurowej rzeczywistości, to realia okazały się być zgoła inne. Szukając najwygodniejszych rozwiązań, zatraciliśmy ramy, które do tej pory gwarantowały nam utrzymanie psychicznej równowagi i np. przenieśliśmy biuro do swojego łóżka. Czy taka praca jest dla nas zdrowa? I czy właściwie może być wydajna?
Halo, tu Ziemia
Jeszcze rok temu, gdy NASA poszukiwała kobiet, których zadaniem miało być jedynie leżenie w łóżku, w internecie ogłoszenie szybko zyskało miano „pracy marzeń”. Choć home-office nie ma na celu odtwarzania warunków panujących w kosmosie tak jak w przypadku powyższego ogłoszenia, to wielu z nas nieświadomie przeszło właśnie na taki „kosmiczny” tryb. Swoją pracę postanowiliśmy wykonywać zgodnie z naszym wyobrażeniem o trybie zdalnym lub tak, jak przedstawiały to nowoczesne media.
Kto z nas nie widział memów o pracownikach, którzy podczas videokonferencji siedzieli jedynie w koszuli i bokserkach z zawadiackim uśmiechem na ustach? Nic dziwnego, dla wielu z nas do tej pory home-office budziło skojarzenia „zawodowego eldorado”, gdzie siedzimy w pidżamie z nogami na stole, mailujemy w pidżamie w łóżku czy wychodzimy wtedy, kiedy tylko najdzie nas ochota. Co się wówczas działo w firmach, które zmuszone sytuacją pandemiczną, posłały większość pracowników do domów? Wydajność leciała na łeb i szyję, podobnie jak wyniki pracowników. Do czasu.
Mentalna zmiana
Otrząśnięcie się z mrzonek nastąpiło stosunkowo szybko. Większość z nas liznęła zdalnej formy pracy i – na szczęście – porzuciła utopijne wizje na jej temat. Niestety nie wszystkie. Okazuje się, że jednym z naszych „zdalnych grzeszków” jest praca z łóżka. Eksperci są jednak w tym temacie bardzo jednoznaczni. Dr Sophie Bostock, ekspert w dziedzinie snu z University College w Londynie przyznaje, że przenoszenie pracy do łóżka wpływa na wady postawy, pogorszenie jakości snu oraz mniejszą efektywność. Jak zauważa Bostock, dla mózgu łóżko jest przeznaczone głównie do odpoczynku i relaksu, podczas gdy praca wymaga skupienia i generuje liczne napięcia.
Porzucając więc pracę przy biurku zacieramy naturalne granice naszego organizmu, narażając się na pogorszenie zdrowia psychofizycznego. Z kolei założyciel WeLab Simon Loong zaznacza, że już samo pozostanie przez cały dzień w piżamie, powoduje, że nie jesteśmy w stanie dokonać „zmiany mentalnej” na tryb zadaniowy, przez co więcej rzeczy nas rozprasza, a nasza wydajność spada.
Oszukać ciało i mózg
Kiedy nasze łóżko zamienia się w biuro, skąd nasz mózg i ciało mają wiedzieć, kiedy jest pora na skupienie, a kiedy na pracę? W ten sposób rozregulowujemy nasz organizm, oszukujemy go, lecz niestety na własną niekorzyść. Z czasem zaczniemy zauważać problemy z zasypianiem, bezsennością, nieefektywnym czy przerywanym snem. A bezsenność trwająca trzy dni w tygodniu przez trzy miesiące, to już bezsenność przewlekła! To już z kolei poważny problem. Jeśli nie chcesz rezygnować z wygody, którą gwarantuje ci praca z łóżka, ale też nie masz ochoty zmagać się z jej konsekwencjami, możesz „częściowo” się z niego wynieść. Wystarczy, że wymienisz zwykłą kołdrę na kołdrę lub koc obciążeniowy i przeniesiesz się z nim do biurka.
Kołdra obciążeniowa jest znanym i skutecznym narzędziem terapeutycznym, który obniża napięcia, działa odstresowująco i kojąco na system nerwowy. Okrywając się nią podczas pracy nasz mózg otrzymuje zupełnie inne informacje niż w przypadku klasycznej kołdry – w efekcie czego poziom kortyzolu zaczyna spadać, a wzmaga się produkcja serotoniny. Nasze ciało mimo wyprostowanej pozycji na krześle wypoczywa, a „nieoszukany” mózg może normalnie i wydajnie pracować. Aż chciałoby się rzec „i wilk syty i owca cała”!